Druga Niedziela Adwentu stawia przed nami dwa potężne, na pierwszy rzut oka sprzeczne obrazy. Z jednej strony słyszymy proroka Izajasza, który maluje przed nami wizję idealnego pokoju. Z drugiej strony staje Jan Chrzciciel – surowy asceta, którego słowa tną jak bicz. Jak pogodzić te dwie rzeczywistości?
Izajasz w pierwszym czytaniu zabiera nas do świata, za którym wszyscy w głębi serca tęsknimy. To świat, w którym „wilk zamieszka wraz z barankiem”, a „niemowlę igrać będzie na gnieździe kobry”. To obraz Królestwa Bożego, gdzie nie ma strachu, przemocy ani krzywdy. To nie jest tylko bajka. To obietnica tego, co przynosi Mesjasz – „Różdżka z pnia Jessego”. Duch Mądrości, Rozumu i Rady ma moc zaprowadzić pokój tam, gdzie po ludzku wydaje się to niemożliwe.
Jednak Ewangelia sprowadza nas na ziemię, a dokładniej – na Pustynię Judzką. Tam nie ma sielanki. Jest Jan Chrzciciel w ubraniu z wielbłądziej sierści, który nie bawi się w dyplomację.
Już siekiera jest przyłożona do korzenia drzew. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, zostaje wycięte… (Mt 3, 10)
Jan uświadamia nam brutalną prawdę: nie wejdziemy do świata pokoju (z wizji Izajasza) bez pracy nad sobą. Pokój na świecie i w naszych rodzinach zaczyna się od „wyprostowania ścieżek” we własnym sercu. Ostrzega przed duchowym lenistwem i poleganiem na etykietkach. Faryzeusze mówili: „Abrahama mamy za ojca”, czując się bezpiecznie dzięki tradycji. Dziś my możemy mówić: „Jesteśmy ochrzczeni, chodzimy do kościoła”. Jan odpowiada: To za mało! Pokażcie owoce nawrócenia. Zmieńcie myślenie!
Święty Paweł w drugim czytaniu daje nam wskazówkę, jak przetrwać ten czas próby:
Przygarniajcie siebie nawzajem, bo i Chrystus przygarnął was.
Drogą do wielkiego pokoju Izajasza jest codzienna, mała akceptacja drugiego człowieka, o której mówi Paweł, oraz uczciwe stanięcie w prawdzie o sobie, do czego wzywa Jan.
Nie bójmy się pustyni. To tam, w ciszy i prawdzie, zaczyna się droga do raju.